Przejdź do głównej zawartości

w poszukiwaniu chatki

no to mamy poniedziałek, a wczoraj mieliśmy okazję obejrzeć dwa kamperki znajdujące się 100 km od Koszalina. Sama odległość nie była jakaś ogromna, jednak wyjazd, który był poprzedzony sobotnią imprezą, okazał się nie lada wyzwaniem. Pierwszy domkowóz był sprzedawany przez brata właściciela, a co za tym idzie - nie był zorientowany jak wszystko powinno działać. Stan zabudowy pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Na zewnątrz nie było dolnego pasa maskownic, poszycia które lekko zasłania części nadwozia, a luk na butlę gazową nie nadawał się do użytku. Była tylko kratownica ledwo co trzymająca deskę imitującą podłogę na której ewentualnie możnaby pstawić butlę z gazem. Poszycie zewnętrzne jak już wcześniej czułem było rozszczelnione co najmniej w jednym miejscu, siorbiac wodę podczas deszczu.

Wewnątrz... widoczne ślady zacieków w okolicy okienka dachowego. łazienka do totalnego remontu - ścianki, maskownice przewodów wodnych. Na szybko jakoś do ogarnięcia, jednak - jakoś to nie rozwiązanie do całorocznego podróżowania. żadnego ze sprzętów kempingowych nie udało nam się odpalić, woda nie była sprawna. nie było zamontowanego zbiornika na wodę pod kanapami, tylko byle kanister w innym miejscu i to bez sprawnej pompki.

zapomniałbym dosyć istotnej trzeczy - dziura w podłodze na wylot w chałupniczy sposób zaślepiona deską od spodu. Dopiero w momencie pisania tego postu znalazłem analogię miedzy zaciekiem z okna, a dziura która była tuż pod nim. Musiało to oznaczać, że woda lała się tam niemiłosiernie, a zgnilizna zrobiła swoje największe spustoszenie właśnie na podłodze, gdzie działają duże siły punktowe.

Pieca nie odpaliliśmy, boilera nie było jak ze względu na brak wody, lodówka już z góry była przedstawiona telefonicznie jako niesprawna. Akumulator zabudowy praktycznie padnięty...

zastanawiacie się za ile wystawili tego kasztana? cena to 13000zł do negocjacji na 12000. Mój obecny dzielny złomek kosztował 5.500, a działa lepiej albo gorzej praktycznie wszystko.

Kolejny kamper był w miejscowości oddalonej niespełna 20km dalej. Niestety sprowadzony, niezarejestrowany, od handlarza. Stan zabudowy przepiękny. Nie można było nic zarzucić. Pewnie pisze to przez pryzmat widzianego wcześniej trupa. Obudowa piecyka nie była w super stanie, ale udało nam się go odpalić. Boiler nie odpalił, ale nieby to sprawa bezpiecznika. Nawiewu chyba nie sprawdziliśmy. Kuchenka po dłuższej chwili odpaliła. Łazienka w bardzo przyzwoitym stanie - zwyczajnie wchodzić i się kąpać.

Następnie sprawa mechaniczna - odpalał dosyć siężko, gdzie złomka palę już od półobrotu. Kopcił dużo bardziej jak mój. Mocy miał pod dostatkiem, ale na wstecznym wpadał w bardzo nieprzyjemne drgania. podczas gazowania na luzie coś dzwoniło z silnika (sprzedawca mówił, że to jakaś blacha :-) ) Dźwignia zmiany biegów latała jak żyd po pustym sklepie.

Całkowity koszt tego sprzęcika wyniósłby nas około 20 tysięcy. przeraża mnie to trochę, bo nie jestem pewien mechaniki.

Pozostaje albo szukać dalej, albo brać tego i wozić się z ewentualnymi naprawami.

Komentarze